Witajcie!
Tym razem postanowiłam zamieścić recenzję książki jakiegoś polskiego autora. Jakby nie patrzeć, polska literatura fantasy też ma nam, czytelnikom, sporo do zaoferowania. :)
Śmierć Magów z Yara to kolejna książka,
na którą natrafiłam przez przypadek. Któregoś dnia błądziłam sobie po
bibliotece szkolnej, szukając czegoś do poczytania i natrafiłam właśnie na ten
tytuł. Nazwisko Dębski już się wcześniej obiło o uszy, ale pierwszy raz miałam
mieć do czynienia z tym autorem, dlatego bez wahania wypożyczyłam książkę.
Nie tylko samo
nazwisko autora zachęca do przeczytania. Okładka również zwraca uwagę,
przedstawia bowiem odciętą rękę, a raczej przedramię, wokół którego pełno jest
krwi i… kamienia? Tak, to chyba dobre słowo. Paznokcie są wymalowane na czarno
i ostro zakończone, a dłoń zaciśnięta w pięść, co we mnie wzbudziło irracjonalny
niepokój.
Sam pomysł na
fabułę bardzo przypadł mi do gustu. Opowiada o dwudziestym pierwszym potomku
niejakiego króla Cergolusa, któremu źli Magowie z Yara zniszczyli magiczny
miecz, po czym ukryli się na swoich ziemiach. Malcon, główny bohater powieści jest
ostatnim, który może naprawić miecz i tym samym nie pozwolić, aby zło wypełzło
z przeklętej krainy. A jedynym sposobem na wykonanie tej misji jest zabicie
wymienionych już Magów. Młodzieniec wiedząc, że jest jedyną nadzieją ludu,
bierze to, co zostało z Gaeda, magicznego miecza i wyrusza w wyprawę. Zaraz po
wkroczeniu do Yara spotyka Hoca, władcę niemalże wymarłego plemienia Enda.
Mężczyzna w zamian za ratunek postanawia mu pomóc.
Już z samego tytułu
można było się domyśleć, jakie będzie zakończenie. Mimo tej wiedzy z chęcią
czytałam, licząc na jakieś utrudnienia, porażki Malcona, które sprawią, że
zwątpię w to, co sugeruje nam tytuł książki. Niestety, pod tym względem się
zawiodłam. Książka jest przewidywalna do bólu, a bohaterom wszelkie napotkane
trudności jakoś bez większych problemów udaje się pokonywać. Sami Magowie
również wydali mi się niegroźni. Niby tacy potężni, ale dlaczego żaden nie użył
lepszych sztuczek na pozbycie się Malcona i spółki? Choć akcja już od samego
początku pędzi do przodu i przy czytaniu nie ma mowy o nudzie, to jednak trudno
napotkać jakieś niespodziewane zwroty akcji.
Na szczęście te wady
rekompensuje nam postać głównego bohatera. Malcon mimo królewskiego pochodzenia
jest osobą, w którą nietrudno się wczuć. W czasie swojej przygody nieraz ma
chwile wahania, przeżywa rozterki, długo rozmyśla nad pokonaniem napotkanej
przeszkody. Niejednokrotnie boi się o własne życie, a także musi walczyć ze
złem w Yara, aby nim nie owładnęło i by nie zapomniał o swojej misji. Jest on
również świadom odpowiedzialności, jaka nad nim ciąży i wie, że ma niewiele
czasu na zabicie Magów, przez co myśli o irracjonalnych rozwiązaniach. Zapewne
gdyby nie obecność Hoca i jego wsparcie, misja nie zakończyłaby się
powodzeniem.
Lekki styl sprawia,
że książkę czyta się w błyskawicznym tempie. Mi wystarczyły dwa wieczory, aby
przeczytać tę ponad trzystu stronicową powieść. Choć po jej przeczytaniu czuło
się lekki niedosyt, to jednak ciężko powiedzieć, że była zła. Sami główni
bohaterowie bardzo mi się spodobali i z chęcią przeczytałabym następną historię
z ich udziałem. Wolałabym jednak nie wiedzieć od samego początku, jakie będzie
zakończenie ich przygody.
Ta książka z całą
pewnością powinna spodobać się osobom lubiącym klasyczne fantasy i historie, w
których głównym motywem jest walka dobra ze złem, gdzie ostatecznie i tak
wygrywa to pierwsze. Nie polecam jej tym, co to lubią mieć niespodziankę w
czasie lektury, bo takowych w powieści nie ma.
Tytuł: Śmierć Magów z Yara
Autor: Eugeniusz Dębski
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka

Książki pana Dębskiego mam w planach. I to bardzo poważnych planach.;)
OdpowiedzUsuń