Witam,
Tym razem przedstawiam wam recenzję książki, którą czytałam dosyć dawno temu, ale dobre wrażenie po niej pozostało mi po dziś dzień. Mam nadzieję, że ta recenzja choć trochę was przekona, żebyście po nią sięgnęli. :)
Czasami zdarza się
tak, że na ciekawą i odprężającą książkę można trafić zupełnie przez przypadek.
Tak mi się przytrafiło kilka lat temu, kiedy to jako prezent urodzinowy
otrzymałam książkę o jakże ciekawym tytule Zawód:
Wiedźma. Nigdy wcześniej ani nie słyszałam o tym tytule, ani nie widziałam
nigdzie nazwiska autorki, Olgi Gromyko. Jak się potem okazało, Zawód: Wiedźma to jej debiutancki twór.
Skoro tytuł i
nazwisko autorki nic mi nie mówiło o jej jakości, to zaczęłam wyrabiać sobie
zdanie patrząc na jej okładkę. A ona jest – jak chyba wszystkie wydane przez Fabrykę
Słów – dosyć ciekawa. Patrzy na nas młoda dziewczyna z intensywnie zielonymi oczami
i rozczochranymi rudymi włosami. Na jej twarzy widnieje ni to ironiczny, ni to
niewinny uśmiech. Niby nic specjalnego. I racja, bo bardziej rzuca się w oczy
pokazywany przez dziewczynę środkowy palec i wyczarowany przez nią magiczny
ognik. Wspomniany już gest bohaterki oraz naszyjnik z główek czosnku daje nam
do zrozumienia, że mamy do czynienia z dość… ekscentryczną osobą.
Jak się okazuje po
otwarciu książki, nasza bohaterka zwie się Wolha Redna i jest adeptką Wyższej
Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa. Jedzie ona do Dogewy, krainy wampirów,
aby dać tamtejszemu władcy list od swojego mistrza, wykonać misję, która przed
nią pochłonęła trzynaście ofiar (w tym kilku magów, którzy już dawno mieli za
sobą szkołę), a także… napisać pracę zaliczeniową. Wolha już od samego początku
pokazuje swój trudny charakter. Nie dość, że bezczelnie czyta cudzą
korespondencję, to jeszcze okrada złodzieja, który po drodze na nią wyskakuje.
No cóż… studenckie przyjemności kosztują.
Niektórzy z
czytelników zapewne zauważyli słowo „wampiry” i już patrzą na książkę
sceptycznie. Tak, wiem, że w dobie Zmierzchu
wizerunek wampira znacznie złagodniał i w tej powieści również do
najgroźniejszych nie należą. Ale tutaj różnią się od rodzinki Cullenów. Nie
świecą się w słońcu. Zmieniają się w wilki. I mają skrzydła, które i tak nie są
im do niczego potrzebne, bo latać nie umieją. Do tego są to dosyć przyjazne
stworzenia, a przynajmniej takie można odnieść wrażenie, gdy obserwuje się
relacje Wolhy z niektórymi mieszkańcami Dogewy.
Świat przedstawiony
poznajemy z punktu widzenia głównej bohaterki, znamy wszystkie jej myśli, które
bardzo często rozbawiają czytelnika. Mimo iż dziewczyna postanawia w swojej
pracy zaliczeniowej zwalczać stereotypy na temat wampirów, to jednak nie raz boi
się, że stanie jej się krzywda z ich strony. Jej eksperymenty, nieraz
irracjonalny strach i wpadki w obecności ważnych wampirzych osobistości
wprowadzają dużo humoru do książki. Ba, w czasie lektury niejednokrotnie
musiałam odkładać książkę, bo ze śmiechu bolał mnie brzuch.
Nie dość, że jest
sporo humoru sytuacyjnego, to jeszcze mamy to podane w lekkim, niemalże
gawędziarskim stylu. Mamy wrażenie, jakby Wolha stała obok i opowiadała nam o
wydarzeniach w książce. Poza nią dobrze zarysowane są charaktery Lena –
wampirzego króla, oraz Kryna – wampirzyca, u której W. Redna mieszkała podczas
swojego pobytu w Dogewie.
Przez to, że całość
jest opisana w bardzo ciekawy i zabawny sposób, czyta się tą książkę bardzo
szybko. Byłam zawiedziona, gdy po niecałych dwóch dniach doczytałam ostatnią
stronę. Chciałam poznać ciąg dalszy perypetii Wolhy i zaczęłam czym prędzej
szukać części drugiej Zawodu: Wiedźmy.
Polecam tą książkę
każdemu, kto lubi fantastykę na wesoło albo najzwyczajniej w świecie chce się
pośmiać w czasie czytania. Jest to też dobra lektura dla dziewczyn – w końcu
ukazuje nam świat z „babskiego” punktu widzenia. Zdecydowanie odradzam zabierania
tej książki do środków komunikacji – no, chyba że komuś nie przeszkadzają
dziwne spojrzenia współpasażerów towarzyszące czytelnikowi za każdym razem, gdy
zacznie się śmiać…
Tytuł: Zawód: Wiedźma część 1
Autor: Olga Gromyko
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok polskiego wydania: 2007
Liczba stron: 292
Tłumaczenie: Marina Makarevskaya
Projekt okładki: Piotr Cieśliński
Oprawa: miękka
ISBN: 978-83-7574-258-9

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz